Oczy dziecka, które wróżyły śmierć

Dodane 31 października 2014, 19:05




Rzuca kością? A może robi wyliczankę? Dlaczego śmierć przychodzi po dzieci i jak wybiera te, które mają odejść z tego świata? Małe, bezbronne stworzenia, które nie doświadczyły uroków życia. Nie wiedzą jak smakuje kawa i jak wygląda morze. Wiedzą natomiast co to ból, cierpienia i szare szpitalne korytarze…

 Julka urodziła się jako zdrowe dziecko 9 stycznia 2014 r.. 10 pkt. w skali Apgar. Bardzo dobrze się rozwijała. - Nie mieliśmy z nią większych problemów poza kolką, ale to u dzieci zdarza się bardzo często. W szpitalu miała żółtaczkę, ale też jej to zeszło – wspomina Marta, mama dziewczynki. Z miesiąca na miesiąc Julka rosła. Szybko przybierała na wadze: - ale to po mamusi i tatusiu – dodaje z lekkim uśmiechem na ustach Marta. Maleństwo dość wcześnie zaczęło tolerować inne pokarmy. Pierwsze marchewki i jabłka jadła w czwartym miesiącu. Kaszki również: - Bardzo dobrze trzymała główkę, chociaż nie lubiła leżeć dłużej na brzuszku – wspomina mama. W wieku 6 miesięcy zaczęła siadać. Bardzo lubiła stać na nogach. - Jak na tak małe dziecko była bardzo sztywna – wyjaśnia mama Juleczki.

8 września był bardzo ładny. Świeciło słońce i bardziej czuć było kończące się lato, niż nadchodzącą jesień. Nadeszła pora na pierwszą kontrolną wizytę i szczepienie malucha. Nic nie zapowiadało... nie mogło wróżyć tragedii najbliższych dni.

- Niepokoiła mnie żyłka pod okiem Julci – opowiada mama dziewczynki, dodając – Dlatego zapytałam lekarza co to. Pani pediatra zaczęła przyglądać się jej pięknym, wielkim, błękitnym oczom i stwierdziła, że Julka ma chyba "efekt zachodzącego słońca". Lekarka skierowała małą pacjentkę do neurologa. - Niestety czas oczekiwania na NFZ to przynajmniej 2 miesiące! Wybraliśmy prywatną, płatną wizytę na drugi dzień. Naszym konsultantem była pani doktor, która pracuje w Warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka – wraca do tamtych dni nasza rozmówczyni.

Neurolog w oczach dziecka zobaczyła coś niepokojącego i w trybie pilnym skierowała na USG. - Niestety w naszej NFZ-towskiej poradni czas oczekiwania na badanie to miesiąc, po raz kolejny zawiedliśmy się na systemie. Nie zastanawialiśmy się, pojechaliśmy na prywatną wizytę w Warszawskiej przychodni – kontynuuje swoje wspomnienia Marta.

Szok, niedowierzanie, drżenie serca – nogi się ugięły… USG wykazało wodogłowie ze wskaźnikiem Evansa 0,48. Co to znaczy? Choroba jest bardzo zaawansowana. – Z USG w ręku skonsultowaliśmy się z Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie planowe przyjęcie mieliśmy na środę – 17 września 2014 r. Zaraz po przyjęciu maluszka do szpitala, wykonano rezonans magnetyczny. Wykazał bardzo dużą zmianę w tylnej jamie czaszki. – Dziś już wiemy, że był to guz móżdżku Medulloblastoma - rdzeniak – ze łzami w oczach kończy Marta. Mała istotka, krucha i niewinna w swojej główce miała guza o IV stopniu złośliwości.

Nie było na co czekać, nie było nawet czasu na myślenie o najgorszym. Zapadła decyzja o natychmiastowej operacji w poniedziałek, 22 września. - Podczas operacji córeczce zatrzymało się krążenie, jednak Bóg czuwał nad nią. Pomogli jej na tyle ze operacja mogła trwać dalej – z zapartym tchem i zaciśniętymi pięściami Marta opowiada o najtrudniejszych momentach swojego życia.

Dużym wsparciem dla rodziny okazał się personel warszawskiego szpitala. Dawali rodzicom Julki i jej samej to, co było im w tamtych chwilach najbardziej potrzebne… spokój, zrozumienie, opiekę. Marta na neurochirurgii mogła czuwać przy swoim dziecku bez przerwy - 24 godziny na dobę. Co wykorzystała w 100 procentach.  Wyrażono też zgodę, na to aby matka mogła ciągle karmić piersią córeczkę. O czym w takim momencie myślą rodzice? - Wyobrażaliśmy sobie to inaczej niż się stało: mała obudzi się po trzech dniach śpiączki - tak jak miało się to odbyć. Później poleżymy tydzień na neurochirurgii i pojedziemy na VII piętro na onkologie, aby walczyć o dalsze życie – wspomina rozmówczyni.

Po operacji, po raz pierwszy nadzieje na całkowity powrót dziewczynki do zdrowia zostały zachwiane. Nie udało się wyciąć całego guza, był przy głównych tętnicach, jednak udało się wyciąć jego większość.

Na drugi dzień po operacji lekarz wypuścił odmę, która powstała w miejscu ciemiączka. - Córeczka gorączkowała do 40 stopni. Uderzenia serduszka wynosiły 190/min. Podawano jej wiele leków. Niestety, to  tyle co wiemy o wtorku – mówi mama Julki. Następny dzień okazał się jeszcze gorszy dla rodziny. Czuwanie przy drzwiach do pokoju malucha i kolejna wiadomość, która wbiła nóż w serce rodziców: - Mała dostała udaru, było zatrzymanie akcji serca. Była w skrajnie ciężkim stanie. Po południu poinformowano nas o dwukrotnym zatrzymaniu serduszka.

24 wrzesień rozpoczął ciągnące się w nieskończoność chwile bólu i strachu. Zaczęło się odliczanie czasu do… śmierci Julki. -  Przekroczyliśmy próg Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej – zaczyna Marta – Choć to, co za chwilę mieliśmy usłyszeć zwaliło nas z nóg – zawahała się kobieta, po chwili kontynuowała - Anestezjolog poinformowała nas o tym, że nasza córeczka powoli odchodzi. Byliśmy przy niej tak długo jak nam pozwolili, czyli do godziny 22. 

W nocy o godzinie 00.35, Julka trafiła do grona aniołków. Dlaczego odeszła z tego świata tak szybko? Anestezjolog poinformowała rodziców, że dziecko zabił guz.  Znaleźli u małej też salmonelle, ale jak poinformowano najbliższych Julii - to raczej błąd w laboratorium. Obecnie rodzice czekają na wyniki sekcji zwłok.

27 września Julia spoczęła w rodzinnym grobie na cmentarzu parafialnym w Wilczyskach.

Co czuje matka, gdy w ciągu kilku dni jej poukładane życie rozsypuje się na tysiące małych kawałeczków, które wbijają się w serce? Nie da się tego opisać, można jedynie spróbować mówić o uczuciach:

„Z całą pewnością odcinanie się od ludzi jest złe. Znajomi do tej pory nie wiedzą jak się zachować, czy się odezwać. Jednak akurat w takich chwilach, potrzeba wsparcia jest najważniejsza. Wiemy, że gdy umiera dziecko szok jest o wiele silniejszy niż w przypadku utraty kogoś innego. Z dzieckiem wiąże nas silniejsza więź a wraz z nią właśnie poczucie winy.”

 

Autor: Marlena Rosłaniec

Komentarze (13)

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Redakcja portalu Garwolin24.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Każdego użytkownika obowiązują zasady komentarzy.
:(
  (31 października 2014, 20:50)
Smutne...
Grzyb
  (1 listopada 2014, 22:49)
Dlatego nie wierze w żadnego boga bo nic takiego nie istnieje . Wiem ze wiele z was nie zgodzi się z tym ale mam jedno pytanie jeśli był była byś wszechmogąca jak bóg to nie pomogli byście takiej malej istocie jak to dziecko niewinne które miało całe życie przed sobą ja bez zastanowienia się bym pomógł jeśli tylko bym mógł . a BÓG co zrobił ............
Aga
  (4 listopada 2014, 19:42)
Gdy to czytam to brzmi jak s-f.Wiem ze to stało sie nagle ja sama nadal nie rozumiem ........jest mi przykro.<3
Jerzy
  (4 listopada 2014, 22:10)
Do Grzyb.
Czytaj uważnie. Nie zauważyłeś, że Marta mama dziecka mówi, że jej córeczka Julka "trafiła do grona Aniołków" ? To znaczy gdzie?
Co zrobił Bóg? Zabrał ją do Siebie!

Pani Marto, teraz nie musi Pani modlić się za Julkę, ale do Julki.
ElaG.
  (5 listopada 2014, 13:18)
Boże, dbaj o rodziców małej. Oni mają rozdarte serduszko, płowa go została na cmentarzu z Julcią. Od momentu kiedy dowiedziałam się o śmierci dziecka, modlę się każdego dnia za malutką i za rodziców by Bóg dał im siłę w cierpieniu.
straszne
  (5 listopada 2014, 17:03)
a czy nie doszło do śmierci dziewczynki przy jakiś błędach ze strony lekarzy? Bo tak też czasem bywa...
Doda
  (6 listopada 2014, 22:04)
Straszne, tego nikt do końca nie, aczkolwiek powstało kilka znaków zapytań odnośnie śmierci Julci.....
ONA
  (26 listopada 2014, 09:14)
GRZYB
a moze trzeba na to spojrzec inaczej?
Bóg skrócił Jej cierpienie...
N.
  (5 grudnia 2014, 13:31)
Aniołku nasz Kocham Cię bardzo mocno ;* Julasia <3 pomimo że znikłaś mi z oczu to zawsze będziesz w moim sercu [*]
I.
  (7 grudnia 2014, 12:27)
Przeszły mnie ciarki. Kilkanaście dni wystarczyło, żeby z radosnego dziecka przejść do... braku dziecka. To straszne, że guzy pojawiają się u coraz młodszych dzieci. Współczuję rodzicom.
Ja
  (7 grudnia 2014, 19:12)
Aż serce pęka :( śliczna,niczemu niewinna dziewczynka... współczuje z calego serca rodzicom:(
gosc
  (11 lutego 2015, 20:05)
ja miałam urodzic zdrowego syna, przez bład lekarza i nie dopatrzenie w jednej chwili cały świat sie zawalił,syn przezył ale nigdy nie wstanie i nie powie mama...........
:(
  (26 lutego 2015, 11:13)
często zaglądam na profilm mamy tego ślicznego Aniołka i widzę jak tęskni za swoją Kruszynką...
Bardzo współczuję, nie mogę zrozumieć jak Bóg może pozwolić, żeby odchodziły takie maleńkie istotki.

Nikt i nic nigdy nie uśmieży bólu i straty rodziców i rodziny.
Sama jestem mamą i nie wiem, nie chcę nawet myśleć nad tym gdybym znalazła się w takiej sytuacji - umarłabym to pewne.
Jedyne co mnie trzyma przy życiu to moje dziecko - cały mój świat, moje życie.

Współczuję Wam Kochani Rodzice. Juleczce na pewno jest tam lepiej, jest roześmiana i bawi się z innymi Aniołkami (*)