Dwie strony, dwa punkty widzenia, dwie historie

Dodane 15 czerwca 2019, 09:54




Zdjęcie: Pogotowie dla zwierząt, kwiecień 2017 5 kwietnia 2017 roku inspektorzy Stowarzyszenia „Pogotowie dla Zwierząt” w asyście policji pojawili się w Parysowie, gdzie jednego dnia z prywatnej hodowli mieszkańca Parysowa wywieźli ponad 100 zwierząt, które były przetrzymywane w trudnych warunkach. Temat co jakiś czas wraca jak bumerang. Obie strony przedstawiają swoją wersję.

Zawsze ma racje ten, który mówi. Z pewnością można tak stwierdzić czytając opis zdarzeń z kwietnia 2017 roku z miejscowości Parysów.

Tragedia zwierząt czy gospodarza?

Makabryczne warunki - tak mówili obrońcy praw zwierząt. Z opinii przygotowanej na polecenie prokuratury wynikało, iż psy i koty były głodzone, odwodnione, chore. Takie same wnioski dotyczyły bydła.

Sam oskarżony, który ostatecznie został skazany na rok więzienia w zawieszeniu i zakaz hodowli zwierząt, ten dzień opisywał zupełnie inaczej: Pan Tomasz twierdzi, że taka historia może spotkać dosłownie każdego, bowiem w jego oborze były niewielkie uchybienia, a takich gospodarstw na terenie kraju jest bardzo dużo - mówił dla portalu cenyrolnicze.pl właściciel posesji w Parysowie. Według pana Tomasza bydło trafiło do gospodarstwa w Szczecinku i zostało sprzedane dalej innemu gospodarzowi za 30-klika tysięcy złotych. - Z tego co wiem, krowy poszły na rzeźnię, a zostały tylko jałówki, które następnie i tak zostały przekazane do innego gospodarstwa. Otrzymałem zakaz utrzymywania zwierząt, tak jakbym jakoś katował te zwierzęta.

Bili policjanci, czy policjantów?

Jak informowało stowarzyszenie: Mężczyzna podczas interwencji uniemożliwiał ratowanie zwierząt, utrudniał czynności, rzucił się na policjantów, jednego kopiąc w nogę, drugiego szarpiąc za koszulę – w końcu został zatrzymany i przewieziony na 48 godzin do policyjnej izby zatrzymań. 

Według wersji mieszkańca Parysowa: Wykręcono mi ręce do tyłu i założono kajdanki. To wszystko w moim domu, na mojej ojcowiźnie. Tak załatwili rolnika, który od dzieciństwa pracuje na gospodarstwie. Trafiłem na komisariat do Garwolina na 48 godzin. Po tym czasie usłyszałem zarzuty. Później przyjechali po mnie znajomi. Byłem tak jak zerwany z pola, w gumofilcach, w ubraniu roboczym. Miałem porozrywane ubranie – mówi Tomasz Cieślak reporterowi cenyrolnicze.pl.

Zachęcamy do lektury obu opisów historii i postawienie własnych wniosków.

Wersja Stowarzyszenia: Ruszył proces pseudohodowcy spod Garwolina

Wersja mieszkańca Parysowa: Organizacja prozwierzęca pozbawiła rolnika dorobku życia, a policja wsadziła go za kraty 

Komentarze (0)

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Redakcja portalu Garwolin24.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Każdego użytkownika obowiązują zasady komentarzy.